„Sfinks” Anne F. Garréty: pasja bez gatunku, ale nie bez stylu

Recenzja W tej powieści, opublikowanej po raz pierwszy w 1986 roku i wznowionej dzisiaj, Garréta za pomocą epitetowych przymiotników i gramatycznej akrobacji usunął wszelkie ślady płci ze swoich bohaterów, nie rezygnując przy tym ze stylu. ★★★★☆
Anne F. Garreta, w 2002 r. ULF ANDERSEN / AURIMAGES VIA AFP
„Ja” wspomina. Synkopowane noce grania jako DJ w Apocryphe, w towarzystwie jezuity, który wprowadził go w to miejsce zatracenia, „pomiędzy burdelem a rzeźnią” . Porzucenie studiów teologicznych. A przede wszystkim spotkanie z A***, który wówczas tańczył w Edenie, „zagorzałym kabarecie na lewym brzegu” ; a jeszcze bardziej ciało A***, „tę smukłą sylwetkę, tę muskulaturę niczym wymodelowaną przez Michała Anioła, tę satynową skórę” . Fascynacja przeradza się w namiętność. Para utworzona przez te dwie istoty tak różne jak dzień i noc – od pochodzenia społecznego po kolor skóry – wywołuje rozmowy w małej scenie nocnego życia, mrocznym i mglistym teatrze ich skazanych na porażkę miłości, w którym żaden z bohaterów nie jest tak naprawdę typem drugiego.
Płeć jest właśnie zagadką leżącą u podstaw „Sfinksa”, debiutanckiej powieści Anne F. Garréty, wydanej po raz pierwszy w 1986 roku i wznowionej dzisiaj. W żadnym momencie nie da się ustalić, czy „ja” i A*** to mężczyzna i kobieta, dwaj mężczyźni, czy dwie kobiety. W wyczynie rodem z Oulipo, Garréta, za pomocą epikurej emfazy i gramatycznej akrobacji, wymazała wszelkie ślady płci ze swoich postaci, tak jak Perec przed nią…

Artykuł zarezerwowany dla subskrybentów.
Zaloguj sięOferta letnia: 1 €/miesiąc przez 6 miesięcy
Tematy powiązane z artykułem
Le Nouvel Observateur